Tanie bilety na samolot kontra morze taniego alkoholu i romantycznej zabawy na promach. Wojna pomiędzy liniami lotniczymi i armatorami statków rozpoczęta. Stawka? Kilkaset milionów złotych. Ryanair, największa w Europie tania linia lotnicza, tydzień temu uruchomił połączenie Gdańsk - Sztokholm Skavsta. I choć na tej trasie już latały samoloty konkurencyjnego Wizz Air, to Irlandczycy wskazują swojego prawdziwego przeciwnika. "Chcesz tłuc się wiele godzin promem" - pytają klientów w ofercie reklamowej. - Gramy w otwarte karty - mówi Tomasz Kułakowski, dyrektor sprzedaży i marketingu Ryanair w Europie Środkowej. - Chcemy odebrać pasażerów bałtyckim promom. Jest o co walczyć. Tylko w ub.r. na czterech stałych liniach promowych łączących Polskę ze Szwecją podróżowało 947 tys. pasażerów, którzy w kasach armatorów zostawili kilkaset milionów złotych. Tanie linie, rzucając rękawicę przewoźnikom promowym, nieprzypadkowo wybrały gdańskie lotnisko. Ponad połowa aktualnego rynku promowego kumuluje się bowiem w Trójmieście. Stena Line obsługująca trasę Gdynia - Karlskrona przewiozła 362 tys. pasażerów, a Polferries pływające pomiędzy Gdańskiem a położonym pod Sztokholmem portem w Nynäshamn - 164 tys. pasażerów. Jak skłonić choć część z nich, by zamiast promu wybrali samolot? - Podstawowa broń to oczywiście cena - mówi Kułakowski. Najtańszy bilet Ryanair z Gdańska do Sztokholmu, razem z podatkami i opłatami lotniskowymi, można kupić już za 54 zł. Wizz Air jest minimalnie droższy - za przelot zapłacimy 69 zł. To i tak znacznie taniej niż skorzystanie z promu. Bilet dla jednej osoby (bez miejsca w kabinie) na prom Polferries kosztuje ok. 235 zł, a na jednostce Stenaline - 180 zł. - Naszym atutem jest też czas podróży: samolot leci do Sztokholmu godzinę. Prom płynie kilkanaście godzin - punktuje z kolei Natasa Kázmér, dyrektor ds. komunikacji Wizz Air. - Przedstawiciele szwedzkiej Polonii i sami Szwedzi rzucili się na te oferty - przyznaje Juliusz Sochan, dyrektor ośrodka Polskiej Organizacji Turystycznej w Sztokholmie. - Obserwujemy kilkusetprocentowy wzrost wyjazdów do Polski. Dzięki tanim liniom opłaca się polecieć nawet na weekend. Ireneusz Ciuk, który od 30 lat mieszka pod Sztokholmem, dodaje: - Od ubiegłego roku, gdy tylko pojawiły się tanie połączenia, przylatuję do Polski, kiedy tylko mogę: najrzadziej raz na dwa miesiące. Linie promowe nie mają zamiaru poddawać się bez walki. - Ostatecznym zwycięzca i tak będą promy. Dlaczego? Tylko my możemy zabrać na pokład samochód, który ze względu na wielkie przestrzenie Skandynawii i słabo rozwinięty transport publicznych jest turystom wręcz nieodzowny - ocenia Agnieszka Zembrzycka, specjalista ds. komunikacji Stena Line. - Takie są fakty. Zainteresowanie klientów jest tak duże, że musieliśmy przebudować np. prom "Stena Baltica", aby mógł zabrać więcej aut. Przedstawiciele tanich linii zapewniają, że wzięli to pod uwagę. - Dzięki niskim cenom pasażerowi opłaci się polecieć samolotem i wynająć samochód w Szwecji - twierdzi Kułakowski. - Wkrótce promom pozostaną tylko tiry i ich kierowcy. Pozostałych widzę u nas. - Takie linie lotnicze są dobre dla tych, których goni czas. Ogromna część turystów ma jednak inne upodobania. Już samą podróż promem i obcowanie z morzem traktują jako źródło przeżyć - wskazuje Jan Warchoł, prezes Polferries. - Do tego dochodzi doskonała kuchnia, elegancka obsługa, tanie sklepy i morze rozrywki, której ilość w każdej chwili można przecież zwiększyć. Właśnie z ofertą promowej zabawy linie lotnicze raczej nie wygrają. Przewoźnicy przygotowują zresztą specjalne pakiety dla osób, które płyną po to, by na promie napić się taniego alkoholu i pobawić na dyskotece. I choć np. niemieckie linie lotnicze Germanwings organizują na pokładach samolotów pokazy mody, a nawet koncerty zespołów pop, to trudno wyobrazić sobie, by na pokładzie samolotu pląsali radośnie wszyscy podróżni.
|